Cydr przegrał, czyli wygrał
Michalina Szczepańska
Boom na jabłkowy trunek już był. Najwięksi gracze się zwinęli, a wraz z nimi kategoria — wynika z danych. To transformacja, do tego korzystna — mówią ci, którzy zostali.
Cydr miał w Polsce zrobić karierę na wielką skalę, przynajmniej z kilku powodów. W 2013 r., dzięki obniżce akcyzy, ruszyła budowa rynku, prawie od zera, a sadownicy i producenci alkoholi zacierali ręce. Mieliśmy i mamy dostęp do surowca, czyli jabłek, mamy też producentów. Ku tej kategorii ciągnęli i krajowi winiarze, borykający się od lat z kurczącą się sprzedażą win owocowych, i piwowarzy — ze względu na podobieństwo cydru jako napoju niskoalkoholowego do piwa i zbudowanej już dla tego drugiego dystrybucji. Zainteresowani byli nawet gracze z rynku mocnych trunków. Następował też wysyp zupełnie nowych podmiotów, zakładanych tylko pod kątem rozpoczęcia produkcji cydru. Dziś po tym poruszeniu pozostało niewiele.
Lepsze piwa smakowe
Ponad rok temu zniknął z rynku cydr Kompanii Piwowarskiej, a rok temu — Grupy Żywiec (GŻ), czyli dwóch największych graczy rynku piwa. Powód? Są ciekawsze kategorie.
— Grupa Żywiec była dystrybutorem cydru marki Strongbow z portfolio Grupy Heineken [czyli swojego właściciela — red.] do ubiegłego roku. Ponieważ w Polsce większym zainteresowaniem w ostatnich latach cieszą się piwa smakowe i piwne miksy — i jest to kategoria, która rozwija się dynamicznie i szybciej niż cydry — postanowiliśmy skupić się na rozwoju własnych marek w tym segmencie — mówi Magdalena Brzezińska, kierownik działu spraw korporacyjnych w GŻ.
Piwowarska spółka wprowadziła natomiast w zeszłym roku piwo, które ma jabłkowy smak cydru i dokłada do niego kolejne warianty smakowe. Marką Strongbow zajmuje się natomiast zewnętrzny podmiot — dystrybucyjne Distribev Orbico. Grzegorz Bartol, szef Barteksu, który w swoim portfolio ma lekkie i mocne alkohole, przekonuje, że to po prostu sprytny zabieg koncernów, który nie pomaga, a pogrąża kategorię.
— Piwo ma większe możliwości m.in. reklamy. Dlatego GŻ i Carlsberg mają piwa o smaku jabłkowym, które przeciętny konsument traktuje jak cydr, a koncerny są w stanie promować je na dużą skalę. Jednocześnie my, jako branża cydru, nie możemy się takich ułatwień doprosić. Nie ma się więc co dziwić, że kategoria się kurczy — twierdzi Grzegorz Bartol.
A piwo z cydrem rozjeżdża się coraz mocniej.
— Boom na cydr był w 2014 r. Teraz kolejny rok z rzędu kategoria ta traci na znaczeniu. Ostatnią deską ratunku wydawała się pierwsza połowa tego roku — wiosna była bardzo ciepła, odbył się mundial, co naturalnie pobudza sprzedaż alkoholi niskoprocentowych. W tym czasie piwo urosło o 6 proc., a cydr spadł o 7 proc. — podsumowuje Adam Dużyński, ekspert Nielsena.
Spadająca dystrybucja
Adam Dużyński przyznaje, że trudno dziś powiedzieć, kiedy spadki się zatrzymają. W skali roku Polacy wydają na cydr w sklepach około 80 mln zł, co oznacza zakup około 8 mln litrów tego trunku.
— Widać, że producenci przestają trochę wierzyć w ten produkt, podobnie sprzedawcy. Dystrybucja cydru na stacjach benzynowych, na których rośnie sprzedaż alkoholi m.in. z powodu niedziel bez handlu, skurczyła się z 41 proc. w czerwcu zeszłego roku do 18 proc. w czerwcu tego roku. Zmniejsza się też dystrybucja w małych i średnich sklepach, które dla sprzedaży alkoholi są najważniejszych kanałem — dodaje Adam Dużyński.
Jednak Robert Ogór, prezes winiarskiej Ambry, nie załamuje rąk. Wręcz przeciwnie — przekonuje, że to tylko przegrupowywanie się kategorii i zdrowy dla rynku proces.
— Cydr po prostu przechodzi ewolucję. Po okresie, w którym występował jako kandydat do kategorii masowej, staje się produktem z kategorii premium, czyli niszy.Ta nisza wprawdzie nie jest taka mała, ale jest i raczej pozostanie niszą — mówi Robert Ogór.
Tłumaczy, że od cydru odwróciło się wielu młodych konsumentów, którzy sięgali po niego na fali mody.
— Cydr natomiast obronił się jako produkt naturalny i wysokiej jakości. Dziś większą część jego konsumentów stanowią właśnie osoby poszukujące takich cech. Przeciętny konsument piwa nie interesuje się cydrem, który jest średnio dwa razy droższy. Całkiem dużo smakoszy cydru jest natomiast wśród miłośników wina. Jako branża spodziewaliśmy się na początku, że będzie odwrotnie. Ale ten scenariusz jest nawet ciekawszy i ja się z niego cieszę — przekonuje szef Ambry. Grzegorz Bartol nie jest zadowolony.
— Tak długo, jak konsumenci zarzucani są reklamami piwa, nie będą sięgać po cydr, zwłaszcza przy jego spadającej dostępności. W efekcie tracimy miliony złotych, które mogłyby trafiać do mniejszych producentów, a nie koncernów. Browary rzemieślnicze rozwinęły się kiedyś m.in. dzięki obniżce akcyzy o połowę. My też musimy walczyć o takie zmiany, a nie liczyć na klientów, że ot tak przestawią się na cydr — twierdzi Grzegorz Bartol.
7 proc. O tyle spadła w pierwszym półroczu 2018 r. wartość sprzedaży cydru, jak podaje Nielsen. Piwo w tym czasie urosło o 6 proc.
Źródło:www.pb.pl z dnia 06.08.2018 roku