Sad dochodowy
Czy zastanawialiście się kiedyś Państwo jaki sad jest sadem dochodowym? Ile musi zostawać sadownikowi z produkcji jabłek, aby ktoś z zewnątrz uznał to za przyzwoity biznes?
W grudniu w USA odbyła się konferencja sadownicza, jednym z panelistów był człowiek z instytucji, która finansuje produkcję sadowniczą – AgWest Farm Credits. Opowiedział on o tym jak firma taka jak jego, widzi produkcję jabłek z perspektywy biznesowej. Dokładnie, wprost wymienił jaki plony mamy mieć z hektara, jakie przychody z każdego kilograma, aby jego firma uznała, że inwestycja jest dochodowa i np.: udzieliła kredytu inwestycyjnego sadownikowi. Czyniąc długą historię krótką, przechodzimy do rzeczy:
„Unless a new orchard will target 90 bins per acre and a $345 per bin return, it looks like a risky bet to lenders”, czyli sad powinien przynosić plon 90 skrzyń z akra i zwrot 345 dolarów ze skrzyni, aby pożyczkodawca uznał inwestycję za dochodową.
Przeliczmy to na jakieś bliższe nam jednostki: jedna skrzynia w USA to około 360 kg, jeden akr to około 0,40 hektara, a więc 90 skrzyń z akra to 80 ton z hektara. Dużo, nawet bardzo dużo. Idźmy dalej i przeliczmy ten zysk ze skrzyni. 345 USD ze skrzyni to 0,95 USD/kg, czyli sadownik musi dostać niecałego 1 dolara średnio za swoje jabłka i zebrać około 80 ton z hektara, aby bank uznał jego biznes za dochodowy i pomógł mu sfinansować produkcję. Zwracam tutaj Państwa uwagę, że jeszcze 4 lat temu w USA uznawano, że plon rzędu 60 skrzyń z akra to było minimum, aby utrzymać rentowność produkcji, jednak wówczas robocizna kosztowała tam około 15 USD/h. Za kilka dni napiszę więcej o tej amerykańskiej konferencji, szczególnie o tym w czym oni upatrują możliwości dalszego zarabiania na jabłkach, bo to naprawdę ciekawe. Teraz jednak chcę Państwa uwagę zwrócić na to, jak w dość krótkim czasie wzrosły wymagania wobec gospodarstw, aby te mogły otrzymać finansowanie zewnętrzne.
Ponieważ nie ma możliwości, aby wszystkie gospodarstwa dokonały tak znaczącego wzrostu produkcji, bo to by wywołało nadprodukcję i załamało rynek (skąd my to znamy?), to w efekcie będzie dochodziło do koncentracji produkcji jabłek w coraz mniejszej liczbie gospodarstw i eliminacji tych, których plony będą zbyt małe, aby wytrzymać konkurencję kosztową. Nas też to czeka. Dokładnie ten sam schemat będziemy przerabiali albo wręcz już przerabiamy u nas. Oczywiście mamy swoją specyfikę i trochę inaczej to u nas wygląda ale generalnie będziemy doświadczali co raz większej koncentracji produkcji w rękach coraz mniejszej liczby sadowników. Tylko ci, którzy będą mieli wysokie plony i dobre ceny sprzedaży będą w stanie przetrwać i będą kanibalizować swoich sąsiadów. Ludzie jabłka jedli, jedzą i będą jeść, sadownictwo więc przetrwa, ale nie ma szansy na to, aby przetrwała tak duża liczba sadowników.
Naprawdę czasem warto spojrzeć na nasze biznesy oczami banków czy leasingodawców, aby przekonać się jak oni widzą naszą pozycję i perspektywy rynkowe. Jak widać na przykładzie amerykańskim, instytucje finansowe przewidują przetrwanie tylko najlepszych.