Branża
Branża > Informacje dla branży > Newsy prasowe > Nowy rząd planuje uregulować rynek marki własnej. Wiceminister rolnictwa Stefan Krajewski odpowiada na pytanie jak mogą wyglądać ograniczenia

Nowy rząd planuje uregulować rynek marki własnej. Wiceminister rolnictwa Stefan Krajewski odpowiada na pytanie jak mogą wyglądać ograniczenia

Przewagi konkurencyjne po stronie detalistów nie mogą decydować o tym, że ktoś stawia twarde warunki, takie na zasadzie „albo przyjmujesz naszą propozycję, albo twoich produktów nie ma w sklepach naszej sieci” – zauważa w rozmowie z portalem wiadomoscihandlowe.pl Stefan Krajewski, sekretarz stanu w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

Czy w Pana ocenie przemysł mięsny i producenci roślinnych alternatyw to branże stojące do siebie w opozycji, czy raczej dwa sektory, które się wzajemnie uzupełniają?

Strategie asortymentowe producentów mięsa i jego przetworów oraz producentów roślinnych alternatyw mogą się uzupełniać. Ostatecznie to konsument wybiera, co mu odpowiada, i co chce jeść. Do tego dochodzą kwestie zdrowotne, które wpływają na dietę poszczególnych osób. Nie bez znaczenia są też indywidualne preferencje smakowe. Każdy powinien mieć możliwość samodzielnego podjęcia decyzji, co jest dla niego najlepsze. Nie powinno to być narzucane z góry.

Uważam też, że warto się nawzajem szanować – jeżeli ktoś chce jeść mięso i pić mleko, nikt nie powinien mu tego zabraniać. Tak samo jest w przypadku, gdy ktoś wybiera wegetarianizm lub weganizm. Jednocześnie, te różne podejścia nie muszą stać do siebie w kontrze. Większość osób uzupełnia produkty mięsne wyrobami roślinnymi. Nie jest to niczym nadzwyczajnym.

Spora część przetwórców mięsa, jak np. Sokołów, Olewnik czy Tarczyński, rozszerza swoją ofertę nie tylko o nowe produkty na bazie mięsa, ale też o wyroby oparte na roślinach.

To naturalne, że tam gdzie jest popyt, pojawia się też podaż. Ważne, aby konsument miał jasną, czytelną informację dotyczącą tego, gdzie i z czego dany produkt powstał. To bardzo istotne. My, jako ministerstwo rolnictwa i rozwoju wsi, mocno promujemy oznaczenie „Produkt polski”. Można go umieścić na etykiecie, jeżeli produkcja, uprawa lub hodowla, w tym zbiory, dojenie w przypadku krów, owiec i kóz, odbyła się na terytorium naszego kraju. W przypadku mięsa dodatkowo wymaga się, aby zostało pozyskane ze zwierząt urodzonych, chowanych i ubitych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, a w przypadku innych niż mięso produktów pochodzenia zwierzęcego, aby zostały one pozyskane od zwierząt, których chów odbywa się na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej.

Konsument musi mieć dostarczone wszystkie niezbędne informacje do tego, żeby móc podjąć świadomy wybór zakupowy.

Co dalej z nazewnictwem produktów wegetariańskich i wegańskich? Projekt zakazu używania terminów zarezerwowanych dla mięsa przy określaniu jego roślinnych zamienników wzbudził w branży spożywczej duże kontrowersje.

Obecne kierownictwo resortu rolnictwa nie chce doprowadzać do „zwarcia” w tej sprawie. Chcemy natomiast powołać zespół, który wypracuje jak najlepsze rozwiązania w oparciu o merytoryczną dyskusję pomiędzy wszystkimi przedstawicielami branż zaangażowanych w ten obszar, jak również przedstawicieli stowarzyszeń konsumentów oraz ekspertów.

Czy wiadomo już, kiedy taki zespół może zostać powołany?

W tej chwili prowadzimy ustalenia w szeregu ważnych tematów, związanych chociażby z Europejskim Zielonym Ładem. Cały czas trwają strajki oraz towarzyszące im dyskusje z rolnikami. Nie jest jednak tak, że odkładamy powołanie takiej grupy roboczej gdzieś wysoko na półkę. Przeciwnie – myślę, że do zespół zajmujący się kwestią nazewnictwa rozpocznie swoje prace już niebawem.

Oznacza to, że zespół powstanie w tym półroczu?

Zakładam, że tak.

Minister Czesław Siekierski zasygnalizował niedawno, że będzie chciał uregulować kwestie nierówności we współpracy poszczególnych ogniw w łańcuchu dostaw, w tym te związane z przewagami kontraktowymi. W tym przypadku też miał zostać powołany specjalny zespół.  Na jakim etapie jest ten projekt?

Mówimy tutaj o departamencie przetwórstwa, który miałby zajmować się relacjami na linii producent – przetwórca – sieci handlowe – konsument. Dostrzegamy, że w tym kontekście często brakuje równowagi w łańcuchu dostaw żywności. Producent powinien mieć pewność, że za swe produkty  otrzyma godziwą zapłatę.

Na obecnej sytuacji najbardziej zyskują zazwyczaj sieci handlowe. Związana z tym obszarem jest także kwestia marek własnych. Dopóki marka jest w rękach dostawcy, to on decyduje o specyfikacji produktu sprzedawanego pod tą marką i cenie minimalnej. Jeżeli zaś dostawca tylko produkuje dany towar pod marką własną sieci handlowej, wygląda to zupełnie inaczej. Wydaje się, że uregulowanie tego obszaru jest potrzebne.

Jakie zatem konkretnie kwestie związane z markami własnymi będą podlegały regulacji?

Przewagi konkurencyjne po stronie detalistów nie mogą decydować o tym, że ktoś stawia twarde warunki – takie na zasadzie „albo przyjmujesz naszą propozycję, albo twoich produktów nie ma w sklepach naszej sieci”.

Wiadomo, że zachodzi tutaj pewien konflikt interesów. Każdy chce kupić jak najtaniej i sprzedać jak najdrożej, ten mechanizm działa tak od wieków. Natomiast uregulowanie relacji handlowych ma na celu zagwarantowanie także tego, aby produkty były po prostu szeroko dostępne dla konsumentów. Nie może być tak, że tylko i wyłącznie cena decyduje o dostępności danego produktu.

Ministerstwo pracuje już nad konkretnymi rozwiązaniami w tym zakresie. Nie ma jednak jeszcze ostatecznych ustaleń. Kiedy się pojawią, będziemy mogli o nich szczegółowo porozmawiać.

Czy ministerstwo rozważa wprowadzenie jakiegoś rodzaju limitów, które miałyby na celu obniżenie udziałów marek własnych w ofercie sklepów?

Tak. Rozważamy to ze względu na wspomniane wcześniej nierówności we współpracy dostawców z sieciami. Tracą na nich często polskie zakłady z branży spożywczej, choć nie tylko tej. Muszą się podporządkować operatorom handlowym, nawet jeśli nie jest to dla nich korzystne. Dlatego zastanawiamy się nad procentowym określeniem maksymalnego udziału marek własnych w ofercie sklepów, tak aby nie wygrywały one ze sztandarowymi brandami danych firm.

Jaki poziom udziałów marek własnych byłby zatem w ocenie ministerstwa rozsądny?

Odpowiedź na to pytanie wymaga jeszcze dyskusji. Jest zbyt wcześnie, aby podawać konkretne liczby.

www.wiadomoscihandlowe.pl